Ks. Bronisław Markiewicz w swoim Zakładzie Wychowawczym w Miejscu Piastowym potrzebował wizerunku Matki Bożej, aby opuszczonym dzieciom i sierotom zastępowała Ona matkę ziemską, aby Jej słodkie oblicze było dla nich otuchą i pocieszeniem.
Dlatego zamówił figurę Matki Bożej w pracowni Kazimierza Chodzińskiego w Krakowie. Ks. Markiewicz postawił rzeźbiarzowi warunek, mówiąc: „Tutaj artyzm i umiejętność nie wystarczą! Pragnę by rzeźbiarz i czeladnicy byli w stanie łaski, gdyż ten posąg Matki Bożej wyjedna nam cuda, wiele cudów”. Rzeźbiarz odpowiedział: „Dziś rano obaj z czeladnikiem poszliśmy do spowiedzi i do Komunii świętej. Możemy przystąpić do pracy”.
Warto przytoczyć tu fragment „Listu do rzeźbiarza” napisany przez ks. Ferdynanda Ochałę CSMA, który pisze jakby w imieniu ks. Markiewicza:
Piszę znowu…
Niech Pana nie dziwi
Ta w mych listach
uporczywa troska,
By ku dzieciom zeszło
najprawdziwiej
Ukazane Piękno
- Matka Boska.
Ona będzie dla nich
ciepłym Domem,
Ona będzie dla nich
jak Kłos pszenny…
Długich modłów, panie,
trzeba dłoniom,
Aby obraz Jej wykuły
wiernie.
W opuszczonych dzieci
zbladłej twarzy,
Niech pan Matki
poszuka oblicza –
By im rany
wiązała bandażem
Dobra, cicha, słodka,
tajemnicza…
Rzeźba, wykonana w drewnie lipowym, przybyła do Miejsca Piastowego w marcu 1896 roku, na samo święto Zwiastowania Pańskiego. Ks. Markiewicz nazwał ją natychmiast „Królową Korony Polskiej” i postawił ją najpierw w saloniku na plebani, potem na korytarzu drewnianego domu, który w 1904 roku spłonął w pożarze, ale ks. Markiewicz jeszcze przed pożarem opatrznościowo przeniósł figurę do nowego murowanego domu, zwanego „Białym”, będącego jeszcze w stanie surowym. Umieścił ją w kaplicy zakładowej, gdzie dwa razy wybuchł pożar i sam go ugasił, ratując za każdym razem figurę. Budując „Biały Dom” ks. Markiewicz zostawił po jego lewej stronie wolne miejsce, mówiąc, że „tam powstanie kiedyś kościół” pod wezwaniem „Królowej Korony Polskiej”, jako wotum wdzięczności za Śluby narodowe króla Jana Kazimierza.
Ten zapowiedziany kościół został wybudowany w 1935 roku i w nim umieszczono ową figurę Matki Bożej w głównym ołtarzu. Po ostatniej zmianie wystroju wnętrza kościoła w 2005 roku figura pozostała nadal w głównym ołtarzu – usytuowana w drewnianej nastawie ołtarzowej z dwoma aniołami po bokach.
Ks. Markiewicz był bardzo zadowolony z rzeźby. Artysta wywiązał się doskonale. Uwydatnił majestat Matki Boga, godność Królowej, dobroć Matki i Opiekunki sierot. Dzieciątko na Jej lewej ręce ma wyciągnięte przed siebie rączki, jakby chciało uściskać każdego kto się zbliży do Jego Boskiej Matki. Ks. Rektor sam klęczał często u jej stóp i prowadził do Matki Najświętszej osierocone dzieci i młodzież. W chwilach wolnych dzieci same biegły do kaplicy i modliły się do Matki Bożej. Wracając z podróży biegły do kaplicy powitać najmilszą Matkę. W sobotę i niedzielę śpiewano „Godzinki”. Rano w kaplicy rozbrzmiewał śpiew „Zawitaj, ranna Jutrzenko”, a wieczorem, podczas modlitw, rozlegały się w kaplicy głosy: „Droga Matko, Panno Maryjo, spraw, abym zbawił duszę moją”.
Rzeźba przypomina wizerunek Matki Bożej Wspomożenia Wiernych w bazylice salezjańskiej w Turynie, ale różni się znacznie. Układ płaszcza jest zupełnie odmienny, jak i też kolory szat. Suknię koloru różowego okrywa płaszcz koloru niebieskiego z pozłacanym brzegiem. Dzieciątko, na lewej ręce, w białej szacie ze złotymi ozdobami, ma twarz o cechach wybitnie słowiańskich, nie ma też korony na głowie, co wskazuje na jego pochodzenie z ubogiej warstwy społecznej, podobnie jak dzieci w zakładzie. Madonna inaczej trzyma berło w prawej ręce, swoim wyrazem twarzy przypomina młode wieśniaczki z okolic Krakowa, włosy ma zakryte welonem opadającym spod korony.
Ks. Markiewicz uważał ten wizerunek Matki Bożej „za największy skarb zakładowy poza Tabernakulum”. Figura Matki Bożej odgrywała ważną rolę w wychowaniu dzieci i w życiu zakładu. Gdy ktoś przychodził do ojca rektora z trudną sprawą do rozwiązania, wysyłał go najpierw do kaplicy, aby swe problemy złożył u stóp Matki Bożej i powiedział Jej, że „Ona tylko ma środki i radę na wszystkie nasze biedy i braki... My sami nic nie możemy. Ale gdy Ona wstawi się za nami do Jezusa, to nie zabraknie nam niczego, jak nie zabrakło wina w Kanie Galilejskiej”.
Ks. Walenty Michułka, uczeń ks. Markiewicza, pisze, że „wychowankowie jego zapomnieli z czasem wiele rzeczy, których ich uczono w Zakładzie, ale z pewnością nie zapomnieli nigdy Słodkiego Oblicza Królowej Nieba i Matki sierot, nigdy nie zapomnieli czcić Jej różańcem, litanią, pieśnią”.