Dziś mija dziesięć lat od moich święceń kapłańskich. Niezwykły był to czas. Przerósł moje oczekiwania. Początki były bardzo trudne. Przez lata starłem się być dobrym klerykiem w seminarium, aż tu nagle okazało się, że powinienem być dobrym księdzem. Upływający czas uczył mnie składnia prawdziwej Ofiary, nie tylko z chleba i wina, ale także z własnego życia.
Pierwszy rok był rokiem gorliwości. Był także czasem trudu duszpasterskiego i pierwszych porażek. Mówi się, że ten pierwszy rok powinien być zapamiętany na zawsze. W moim przypadku było zupełnie inaczej. Szybko po święceniach znalazłem się w Kanadzie, a następnie we Włoszech. To właśnie na Monte Sant’Angelo poczułem w sobie moc święceń kapłańskich. Ten rok wspominam jako najpiękniejszy. W dużej mierze spowodowane było to pogłębionym czasem na modlitwę i godzinami spędzonymi w konfesjonale. Przez ten rok po raz pierwszy poczułem się stuprocentowym księdzem realizującym swoje powołanie. Tęsknię do tego i może jeszcze kiedyś dane mi będzie jedynie „głosić i sprawować sakramenty”?
Kapłaństwo w pewien sposób weszło mi w krew. Inaczej myślę, czuję, modlę się. Na co dzień tego nie zauważam. Trzeba było dopiero pierwszej okrągłej rocznicy, żebym sobie to uświadomił. Przez ostatnie dziesięć lat oddychałem moim kapłaństwem. I tak jak człowiek nie zwraca uwagi na kolejne oddechy, tak i moje kapłaństwo stało się w pewnym sensie odruchem bezwarunkowym. Nieustannie się go uczę. Znaki czasu w świecie prowokują Ducha Świętego do wzbudzania charyzmatów i umiejętności, które kapłanowi są najpotrzebniejsze. Doświadczam tego każdego dnia. Dziś, oprócz tradycyjnego duszpasterstwa przy ołtarzu i w konfesjonale, ewangelizuję także w internecie. Nie spodziewałem się tego, gdy 24 maja 2014 roku przyjmowałem święcenia. Myślę, że za dziesięć lat także nie lada się zdziwię i po raz kolejny spojrzę na cud, którym jest sakrament kapłaństwa.
Leży przede mną obrazek prymicyjny ks. Josepha Ratzingera z 1951 roku. Przyszły papież na swoje motto wybrał słowa z 2 Kor 1, 24: „Nie przyszedłem żeby okazać nasze władztwo nad wiarą waszą, bo przecież jesteśmy współtwórcami radości waszej; wiarą bowiem stoicie”. Myślę, że to niezwykle aktualne słowa dla każdego księdza. Nie o władzę tutaj chodzi, ale współtworzenie radości w duszach ludzkich, które płoną wiarą. Odpowiadam tym słowom cytatem z mojego obrazka prymicyjnego: Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego dał, aby każdy kto w Niego wierzy miał życie wieczne” (por. J 3,16).
Na koniec dziękuję tym, którzy ukształtowali moje kapłaństwo: referentowi powołaniowemu, formatorom i moim dwom współbraciom: Marcinowi i Michałowi. Wiele Wam zawdzięczam!